czwartek, 6 czerwca 2013

Edukacja czy ubikacja?

Sama nie wiem. Jeszcze studiuję (i jednocześnie pracuję). Na moich studiach wykłady to powielanie treści z podręczników. Egzaminy to w większości testy wyboru sprawdzające umiejętność zapamiętywanie treści książki. Trzy razy Z- Zakuć, Zdać, Zapomnieć (opcjonalnie Zapić). Siedzę nad książką, której treść rozumiem, jest dla mnie prosta ale egzaminu mogę nie zdać, bo nie pamiętam zdań, które poukładane są w jakieś zlepki i opatrzone bezsensownym pytanie, sprowadzającym się do tego- czy dane zdanie z książki jest w takim samym kształcie, czy ma może dwa inne wyrazy (ale o takim samym znaczeniu). Piszę poważnie, to będzie moja poprawka bo w pierwszym terminie wybrałam nie te zdania, co trzeba i chociaż poszłam się o to spierać to... powiedziano mi, że regulamin nie przewiduje "dopytywania" czy "dyskutowania nad zasadnością oceny". Regulamin.. Ten regulamin mówi też o opłatach za studia, a tu elewacja w głównym budynku do zrobienia, sale do pomalowania, siedzenie w auli trzeba wymienić. Uwalanie studentów na egzaminach z błahego w sumie przedmiotu, to praktyka nagminna. Egzaminacyjne pytania układa się tak, by były absurdalne, bezsensowne. Nie ważne, jest klucz i nawet jeśli wszystkie odpowiedzi pasują, to w kluczu są tylko dwie opcje- wstrzel się w nie. Zaznaczysz wszystkie a dostaniesz 0pkt za pytanie.
Kiedyś studia były studiami. Nie każdy mógł się na studia dostać, każdy kto wychodził z dyplomem w ręku miał prawdziwą wiedzę, która czekała na zastosowanie. Dziś mamy dyplomy w rękach, ale co wiemy? Zapytani o naszą dziedzinę, zaczynamy się jąkać (zasad 3xZ działa). Tylko nie liczni są mocno zainteresowani tym co studiują, pozostali są na uczelniach po papier bo pracodawcy wymagają wyższego- dla formalności oczywiście. Potem idziemy do pracy, w której jesteśmy zieloni, albo coś nam dzwoni, ale nie wiadomo w którym kościele. Z resztą po co to, skoro po 3m-ach okresu próbnego najczęściej lądujemy na statusie bezrobotnego, na nowo poszukującego. Jeśli zahaczymy się na dłużej, musimy tyrać jak woły i jeszcze dostawać psie pieniądze. Jak studia się zdewaluowały, tak zdewaluował się rynek pracy. Wymagania niby wysokie, wręcz kosmiczne, ale nie takie jak trzeba. Wymagania wstrzeliwujące się idealnie w definicję absurdu: Mniej niż 26 lat, 5 lat doświadczenia, 10 kursów, wykształcenie wyższe, gotowość do pracy 7dni w tygodniu. Wynagrodzenie 2200 brutto a ceny w sklepach, czynsze, usługi- rosną sobie ładnie. Czasami te osoby bez studiów a po kursach zawodowych mają lepiej. Z resztą co ja mówię, jakie 2200. Czasami to nawet 1800 brutto. Odliczając kasę zabieraną przez państwo zostaje... no na czynsz i rachunki oraz tanie jedzenie z biedronki starcza. Starcza też na spłatę rat, powziętych by żyć w jako takim poziomie. Złudzenie życia na poziomie jest lepsze, niż świadomość, że się niewiele ma.

3 komentarze:

  1. Jeszcze jesteś młoda, jeżeli znasz dobrze jęz. angielski to może wyemigruj. Szkoda życia na to polskie badziewo. Zrobiło to już 2 mln młodych ludzi.

    OdpowiedzUsuń
  2. Hej, jesteś tam? Nie po to Cię dodawałam do ulubionych żeby była taka posucha literacka :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Ja też zaglądam tutaj często i nic nie ma, co się dzieje?

    OdpowiedzUsuń