Sama nie wiem. Jeszcze studiuję (i jednocześnie pracuję). Na moich studiach wykłady to powielanie treści z podręczników. Egzaminy to w większości testy wyboru sprawdzające umiejętność zapamiętywanie treści książki. Trzy razy Z- Zakuć, Zdać, Zapomnieć (opcjonalnie Zapić). Siedzę nad książką, której treść rozumiem, jest dla mnie prosta ale egzaminu mogę nie zdać, bo nie pamiętam zdań, które poukładane są w jakieś zlepki i opatrzone bezsensownym pytanie, sprowadzającym się do tego- czy dane zdanie z książki jest w takim samym kształcie, czy ma może dwa inne wyrazy (ale o takim samym znaczeniu). Piszę poważnie, to będzie moja poprawka bo w pierwszym terminie wybrałam nie te zdania, co trzeba i chociaż poszłam się o to spierać to... powiedziano mi, że regulamin nie przewiduje "dopytywania" czy "dyskutowania nad zasadnością oceny". Regulamin.. Ten regulamin mówi też o opłatach za studia, a tu elewacja w głównym budynku do zrobienia, sale do pomalowania, siedzenie w auli trzeba wymienić. Uwalanie studentów na egzaminach z błahego w sumie przedmiotu, to praktyka nagminna. Egzaminacyjne pytania układa się tak, by były absurdalne, bezsensowne. Nie ważne, jest klucz i nawet jeśli wszystkie odpowiedzi pasują, to w kluczu są tylko dwie opcje- wstrzel się w nie. Zaznaczysz wszystkie a dostaniesz 0pkt za pytanie.
Kiedyś studia były studiami. Nie każdy mógł się na studia dostać, każdy kto wychodził z dyplomem w ręku miał prawdziwą wiedzę, która czekała na zastosowanie. Dziś mamy dyplomy w rękach, ale co wiemy? Zapytani o naszą dziedzinę, zaczynamy się jąkać (zasad 3xZ działa). Tylko nie liczni są mocno zainteresowani tym co studiują, pozostali są na uczelniach po papier bo pracodawcy wymagają wyższego- dla formalności oczywiście. Potem idziemy do pracy, w której jesteśmy zieloni, albo coś nam dzwoni, ale nie wiadomo w którym kościele. Z resztą po co to, skoro po 3m-ach okresu próbnego najczęściej lądujemy na statusie bezrobotnego, na nowo poszukującego. Jeśli zahaczymy się na dłużej, musimy tyrać jak woły i jeszcze dostawać psie pieniądze. Jak studia się zdewaluowały, tak zdewaluował się rynek pracy. Wymagania niby wysokie, wręcz kosmiczne, ale nie takie jak trzeba. Wymagania wstrzeliwujące się idealnie w definicję absurdu: Mniej niż 26 lat, 5 lat doświadczenia, 10 kursów, wykształcenie wyższe, gotowość do pracy 7dni w tygodniu. Wynagrodzenie 2200 brutto a ceny w sklepach, czynsze, usługi- rosną sobie ładnie. Czasami te osoby bez studiów a po kursach zawodowych mają lepiej. Z resztą co ja mówię, jakie 2200. Czasami to nawet 1800 brutto. Odliczając kasę zabieraną przez państwo zostaje... no na czynsz i rachunki oraz tanie jedzenie z biedronki starcza. Starcza też na spłatę rat, powziętych by żyć w jako takim poziomie. Złudzenie życia na poziomie jest lepsze, niż świadomość, że się niewiele ma.
Kiedyś studia były studiami. Nie każdy mógł się na studia dostać, każdy kto wychodził z dyplomem w ręku miał prawdziwą wiedzę, która czekała na zastosowanie. Dziś mamy dyplomy w rękach, ale co wiemy? Zapytani o naszą dziedzinę, zaczynamy się jąkać (zasad 3xZ działa). Tylko nie liczni są mocno zainteresowani tym co studiują, pozostali są na uczelniach po papier bo pracodawcy wymagają wyższego- dla formalności oczywiście. Potem idziemy do pracy, w której jesteśmy zieloni, albo coś nam dzwoni, ale nie wiadomo w którym kościele. Z resztą po co to, skoro po 3m-ach okresu próbnego najczęściej lądujemy na statusie bezrobotnego, na nowo poszukującego. Jeśli zahaczymy się na dłużej, musimy tyrać jak woły i jeszcze dostawać psie pieniądze. Jak studia się zdewaluowały, tak zdewaluował się rynek pracy. Wymagania niby wysokie, wręcz kosmiczne, ale nie takie jak trzeba. Wymagania wstrzeliwujące się idealnie w definicję absurdu: Mniej niż 26 lat, 5 lat doświadczenia, 10 kursów, wykształcenie wyższe, gotowość do pracy 7dni w tygodniu. Wynagrodzenie 2200 brutto a ceny w sklepach, czynsze, usługi- rosną sobie ładnie. Czasami te osoby bez studiów a po kursach zawodowych mają lepiej. Z resztą co ja mówię, jakie 2200. Czasami to nawet 1800 brutto. Odliczając kasę zabieraną przez państwo zostaje... no na czynsz i rachunki oraz tanie jedzenie z biedronki starcza. Starcza też na spłatę rat, powziętych by żyć w jako takim poziomie. Złudzenie życia na poziomie jest lepsze, niż świadomość, że się niewiele ma.
Jeszcze jesteś młoda, jeżeli znasz dobrze jęz. angielski to może wyemigruj. Szkoda życia na to polskie badziewo. Zrobiło to już 2 mln młodych ludzi.
OdpowiedzUsuńHej, jesteś tam? Nie po to Cię dodawałam do ulubionych żeby była taka posucha literacka :)
OdpowiedzUsuńJa też zaglądam tutaj często i nic nie ma, co się dzieje?
OdpowiedzUsuń